Teściowe
wiecznie żywe
PRAPREMIERA: 25.09.2022
JAKUB ZINDULKA
REŻYSERIA: Mirosław Bieliński
PRZEKŁAD: Jan Węglowski
SCENOGRAFIA: Iwona Jamka
OPRACOWANIE MUZYCZNE: Wojciech Lisowicz
WIZUALIZACJE: Grzegorz Kaczmarczyk
Obsada:
Jindra Sedláková - Ewelina Gnysińska / Magda Szczepanek
Karel Král - Karol Czajkowski / Łukasz Oleś
Gene - Jana Sedláková - Teresa Bielińska
Karla Králová - Ewa Pająk
czas trwania: ok. 120 minut (z przerwą)
fot. Paweł Olszacki
O SPEKTAKLU
To spektakl o relacjach między teściową a zięciem, synową a teściową, między matką a córką, synem a
matką, między młodymi małżonkami i wreszcie, co najważniejsze, między samymi teściowymi!
Porządna dawka humoru, świetne dialogi, ogromny ładunek emocji, od których może zakręcić się w głowie. Charyzmatyczne mamusie są jak ogień i woda – czy uda im się znaleźć wspólny język? To komedia, jakiej jeszcze nie znacie, która rozbawi Was do łez, bez względu na wiek!
Zapraszamy na przezabawny i zwariowany spektakl w wyborowej obsadzie i najlepszym czeskim stylu!
Fragmenty recenzji Lidii Cichockiej, kielce.naszemiasto.pl
Sztuka „Teściowe wiecznie żywe” Teatru TeTaTeT to propozycja nie tylko dla tych, którzy gustują w dowcipach o teściowych, chociaż ci znajdą tu wiele smakowitych kąsków.
To także frajda dla wielbicieli czeskiego poczucia humoru, bo autorem sztuki jest czeski dramaturg Jakub Zindulka. To on stworzył postacie dwóch krwistych, nie znoszących się mamuś i ich, zakochanych w sobie dzieci, połączył całą czwórkę gorącymi uczuciami ,a wzajemne spotkania zamienił w słowne pojedynki.
(...) Reakcja publiczności nie pozostawia wątpliwości: spektakl się podoba, bawi, został nagrodzony dużymi brawami.
Śpieszmy się kochać teściowe
O spektaklu „Teściowe wiecznie żywe” Jakuba Zindulki w reż. Mirosława Bielińskiego w Teatrze TeTaTeT w Kielcach pisze Krzysztof Krzak.
Kiedy tłumacz czeskiej literatury Jan Węglowski dowiedział się o Teatrze TeTaTeT, prowadzonym od pięciu lat w Kielcach przez aktorskie małżeństwo Teresę i Mirosława Bielińskich, zaproponował im swój przekład sztuki Jakuba Zindulki „Tchýně na zabití”, czyli w dosłownym tłumaczeniu „Teściowe do zabicia”. Sztuka wpisuje się w rozrywkowy profil teatru i tak „Teściowe wiecznie żywe” (bo taki jest polski tytuł komedii) zaistniały 25 września 2022 roku na scenie TeTaTeT w Kieleckim Centrum Kultury. Reżyserii podjął się Mirosław Bieliński.
Ktoś, kto spodziewał się po tytule niewybrednych, bądź nawet grubiańskich żartów rodem z nieśmiertelnych dowcipów o teściowych, może czuć się zawiedzionym. Wszak zarówno czeska literatura, jak i tamtejsze kino potrafią, jak żadne, nawet najgorsze typy ludzkie przedstawiać z ogromną dozą ciepłego humoru, powodującego sympatię do danej osoby. Nie inaczej jest także w tej sztuce. I nawet jeśli jedna z bohaterek nazywa drugą „egoistyczną kapitalistyczną hieną”, a druga zgryźliwie wypomina pierwszej rozwiązłość erotyczną w młodości, to bynajmniej nie pobrzmiewa w tym agresja czy wulgarność. Finalnie obie panie wykażą wobec siebie sporą dawkę empatii. Ale zanim do tego dojdzie widz jest świadkiem wielu perypetii z udziałem pary młodych ludzi i ich matek. Zaczyna się nieco melodramatycznie i jakby stereotypowo: matka Karela Krála (podczas uroczystej prapremiery z udziałem dramaturga i tłumacza, które to przedstawienie oglądałem, z dużą swadą zagrał go debiutujący Łukasz Oleś; zamiennie w tej roli występuje też niedawny absolwent Akademii Teatralnej w Warszawie Karol Czajkowski) nie zgadza się, by jej jedyny syn ułożył sobie życie z niejaką Jindrą Sedlákovą (w tej roli widziałem utalentowaną, z widocznym zacięciem komediowym Magdę Szczepanek, dublująca tę rolę z Eweliną Gnysińską), której matka nie potrafi nawet wskazać ojca swej córki. Niestety, nie wie, że jej ukochany synuś jest już mężem niechcianej synowej. Gdy ta wiadomość do niej dotrze, dojdzie do wydarzenia, które odmieni los starszych pań. Ale ani myślę wchodzić w szczegóły akcji „Teściowych…”, by nie pozbawiać potencjalnych widzów przyjemności śledzenia wydarzeń, które kilkakrotnie kończą się niespodziewanym obrotem spraw.
Przedstawienie w Teatrze TeTaTeT ma bardzo żywe tempo, którego reżyser Mirosław Bieliński szczęśliwie nie „przesterowuje” w stronę farsy, choć tekst Jakuba Zindulki dawał takie możliwości. Za to wprowadza przynajmniej kilka ciekawych rozwiązań realizacyjnych. Pomagają mu w tym znakomicie obsadzone w tytułowych rolach aktorki. Teresa Bielińska już samym pojawieniem się w stroju hippisowskim wywołuje przyjazny śmiech. Jej Jana Sedláková to ekscentryczna, pełna pozytywnego nastawienia do życia i ludzi kobieta, z dystansem do siebie, której trudno nie polubić. Bielińska bryluje na scenie, gra niezwykle witalnie, acz nie przekraczając granic karykatury. Zupełnie inną osobą jest Karla Králová. W powściągliwej interpretacji Ewy Pająk to wyniosła, sztywna, zasadnicza, poważna bizneswoman, której jedyną miłością jest syn Karel. Ale są momenty, gdy ta wydawałoby się pozbawiona emocji kobieta zazdrości swej antagonistce swobody i luzu. Obie panie znakomicie prowadzą niezwykle dowcipne, błyskotliwe i naturalnie brzmiące (co zapewne wynika z aktorskich doświadczeń tak autora sztuki, jak i tłumacza) dialogi. Tworzą wiarygodne postacie z krwi i kości. Udanie partnerują im wspomniani już młodsi aktorzy, choć autor nie dał im wielkiej szansy na stworzenie nieschematycznych postaci, ale to znany od wieków w literaturze syndrom „młodych zakochanych” (vide chociażby: Klara i Wacław w „Zemście”). Pokazują wiele odcieni miłości: od uczucia pomiędzy dwojgiem młodych ludzi poprzez miłość matczyną (czymże bowiem wytłumaczyć chęć zapewnienia synowi godnej przyszłości z odpowiednią partnerką), aż do miłości… Boga do człowieka. Dobrotliwego, bo któż tak jak Czesi (naród w większości ateistyczny) potrafi wierzyć w miłosierdzie Stwórcy wobec ułomnych ludzi.
Poza świetnym aktorstwem wszystkie pozostałe elementy składające się na przedstawienie „Teściowe wiecznie żywe” w Teatrze TeTaTeT w Kielcach są spójne: od pastelowej, pogodnej i funkcjonalnej jednocześnie scenografii Iwony Jamki począwszy, poprzez trafione wizualizacje Grzegorza Kaczmarczyka, a na oprawie muzycznej autorstwa Wojciecha Lisowicza, wykorzystującego ragtimowe pianistyczne etiudy, przebój Karela Gotta i song z musicalu „Hair” kończąc. Nie pozostaje nic innego, jak wybrać się do teatru Państwa Bielińskich i oddać się blisko dwugodzinnej dobrej zabawie wywołanej przednim humorem; i w taki też wprowadzającej widza.
Recenzja: Krzysztof Krzak, teatrdlawszystkich.eu
Czeski logos
Jest u nas w Polsce powiedzenie "czeski film", którym to określamy niektóre śmiesznie, ale koniecznie absurdalne aspekty naszego życia. Ale nie ma jeszcze powiedzenia „czeski teatr”? Czy po najnowszej prapremierze w Kielcach przyjmie się taki zwrot?
(...)
W Kielcach w teatrze TETATET, na początku nowego sezonu, możemy oglądać – prapremierową komedię pt. „Teściowe wiecznie żywe”, pióra czeskiego aktora, reżysera i dramaturga z pokolenia lat 60 XX wieku Jakuba Zindulka. W przekładzie Jana Węglowskiego (autor i tłumacz byli obecni w Kielcach na premierze), w reżyserii Mirosława Bielińskiego.
Już tytuł pokazuje, że autor sztuki sięga po stereotypowy konflikt teściowych, które rzadko kiedy, jak znamy to z życia, dogadują się. Że będzie śmiesznie jak w „czeskim filmie” i w polskich domostwach, i… że tak powiem mało oryginalnie.
I tak się dzieje w pierwszym akcie tej sztuki. Poznajmy młodą parę Jindrę Sedlákovą i Karela Krála. Akurat w dniu w którym byłem w teatrze tę pierwszą grała niewiarygodnie piękna Magdalena Szczepanek i wiarygodna w roli młodej Czeszki, i debiutujący na scenie Łukasz Oleś, wnoszący do kreowanej przez siebie roli autentyzm i chyba osobiste, chciałoby się powiedzieć „czeskie” ciepło. Słowem – sportretował fajnego gościa, milutkiego misia, z którym chętnie wypilibyśmy kufel piwa. Na zmianę z nimi postaci młodych ze sztuki grają - także równie, ale inaczej piękna Ewelina Gnysińska i przystojniak, ale bez plastikowego nadęcia - Karol Czajkowski. Tak nota bene – jak miło zobaczyć młodych ludzi, którzy na scenie realizują zadania aktorskie(...)
Wróćmy do fabuły. Młodzi ludzie są szaleńczo w sobie zakochani, potajemnie przed swoimi matkami biorą ślub i zamieszkują razem w „jakiejś - jak twierdzi matka Karla – norze”, czyli przeciętnym mieszkaniu na szóstym piętrze. Oto mamy do czynienia, tym razem w czeskim wydaniu, z klasycznym mezaliansem – on jest synem zamożnej biznesmenki (w tej roli jakby skrojonej pod nią świetna Ewa Pająk), a ona córką starzejącej się hipiski Gene - Jany Sedlákovej (gra ją z niesłychaną energią Teresa Bielińska). Gene mimo upływu lat nadal hołduje modzie „dzieci kwiatów”, a nawet miękko przyjmuje współczesne „zielone” utopijne (a jak się teraz okazuje na bazie dwóch minionych i zbliżających się kolejnych lat – ludobójcze) narracje. Dla relaksu nadal pali „trawę”, i wspomina dziesięciu kumpli z młodości, z którymi równolegle i sprawiedliwie współżyła, realizując wizję wolnej miłości. To jednym z nich, ale nie wiadomo z którym poczęła swoją córkę. Ale ją ta niewiedza nie martwi, gdyż uważa, że z każdym z nich łączyła ją prawdziwa miłość. Matka Karla biznesmenka, nie może zaakceptować tego, że jej syn związał się z dzieckiem takiej „niemoralnej”, na dodatek niezamożnej i nie mającej wysokiej pozycji społecznej osoby. Uważa, że synowi „przejdzie” z czasem miłość do pięknej parweniuszki, jednak na wszelki wypadek, żeby z tego związku nie było dziecka – czyli głównie zobowiązań, ofiarowuje synowi ogromne pudło prezerwatyw, do którego dołączą osobistą instrukcję obsługi (jest znowu zabawnie i to po „czesku”). Rodzicielki w końcowej scenie pierwszego aktu kłócą się i wzburzone wybiegają.
Wydawało się, że to już koniec tej zabawnej, ale schematycznej opowieści (nie robię z tego powodu pisarzowi wyrzutów, bowiem wiem, że „wszystko” już zostało powiedziane). Pomyślałem wtedy - co jeszcze może wymyślić autor tej propozycji, co by mnie zmusiło do zajęcia znowu miejsca w teatralnym fotelu. No i po przerwie… się zdziwiłem. Nie chcę zdradzać co się wydarzyło. Zobaczycie sami.
Powiem tyle – ta zabawna czeska sztuka płynnie odkrywa nieoczekiwaną, ale jak najbardziej logicznie uzasadnioną warstwę nazywaną eschatologiczną. I niespodziewanie nawiązuje do… wielkich narracji, i zadaje pytanie o sens ludzkiego trwania, o to co jest w nim najważniejsze, również o koncepcję świata, o koncepcję sądu (wbrew niby tylko świeckiej tradycji Czech), także ostatecznego. Tylko zamiast np. przy pomocy monologu Kordiana, daje temu świadectwo – po czesku – poprzez zwykłą rozmowę dwóch kobiet. A kiedy w końcu panie wyzbywają się swoich uprzedzeń, zaczynają m.in. rozumieć, że sensem życia jest także sensowne przedłużenie życia i obie marzą o wnuku, którego jednak na tym świecie nadal nie ma.
Przy tej scenie kapnęła mi z oka łza, kiedy sobie przypomniałem, że tylu szlachetnych ludzi wokół mnie często świadomie - pod wpływem manipulacyjnych narracji globalistów o „przeludnionym świecie”, "zmianach klimatu", bombardowani poczuciem winy, wspomagani workami środków antykoncepcyjnych, i opowieściami głuszącymi w większości z nas wyrzuty sumienia, zaprzeczającymi temu namacalnemu faktowi, że dziecko w brzuchu matki to jednak nie tylko płód – zrezygnowało z posiadania potomstwa. A pointa tego jest taka – Czechy i Polska demograficznie się zwijają z tego świata. I żal, że być może nie będzie już Haszków i Grudzińskich piszących w „dziwnych” językach.
Syntetyzując. Jakub Zindulka, człowiek z ateistycznego kraju, to jednak pisarz filozofujący w tradycji przed postmodernistycznej, teocentryczny, odwołujący się do niszczonego właśnie w niekończących się seriach antykultury – logosu; w głębokim sensie tego słowa (starożytnego rozumu, sensu, porządku, a nawet chrześcijańskiego Boga), mowy, słowa - tyle, że słowa lekkiego, nieznośnie czeskiego.
Pewnie nie można powiedzieć na bazie tej jednej sztuki, że w języku polskim zakorzeni się pojęcie „czeski teatr”, ale ufam, że kiedyś tak się stanie.
fragmenty recenzji Krzysztofa Sowińskiego | bezprzeginania.blogspot.com